Budowa Canadaira idzie jak krew z nosa, chyba wdepnąłem na minę. Od ostatniej aktualizacji okleiłem częściowo kadłub, męczarnia. Nie potrafię tylko jednoznacznie stwierdzić czy jest to spowodowane jakością opracowania czy moim brakiem doświadczenia z tak dużymi kawałkami poszycia.
Na początek mocna "modyfikacja" szkieletu

Takie coś musiałem zrobić dookoła. Przyklejając dwa piersze fragmenty poszycia (od dziobu) za punkt zaczepienia obrałem górną część kadłuba w miejscu mocowania skrzydeł i gdzie znajduje się szczelina na dźwigar, dzięki temu na dole trzeba było ciąć.
Następnie wnęka podwozia przedniego.

Tutaj wina leży po obu stronach. W projekcie za małe były wycięcia w szkielecie, ja tak bardzo chciałem zmieścić tam wnękę że przycinałem elementy i jak widać dostałem za to po łapach.
Tak wygląda całość.




Jak widać dziub spartaczyłem po mistrzowsku, budowa będzie kontynuowana ale.... na dzień dzisiejszy CL-215 leci do szafy, po prostu na chwilę obecną mam go dosyć.
Do moich zbiorów w ostatnich dniach doszedł nowy model jednak jak na razie muszę dokładnie się z nim zapoznać a także skompletować brakujące materiały, uzupełnić zapasy tektury, nowe farbki itp. Przez ten czas postaram się podciągnąć trochę SM42.
Pozdrawiam.