[G] DH Mosquito FB. VI - Orlik
: 2012-11-25, 16:43
Wygląda na to że udało mi się skleić do końca trzeci model autorstwa Ł. Fuczka. 
Tym razem padło na Mosquito wydanego w Orliku.
Model miał być czasozabijaczem w oczekiwaniu na pozbawionego wad drukarskich Tempesta od wydawcy ze Stegny. Ponieważ już od początku budowy prześladował go pech nie wiązałem dużych nadziei na jego ukończenie. Jak został wydrukowany to wielu wie i tylu odcieni zieleni w jednym modelu rzadko się spotyka, nic to. Zaczęło się od rozmazania w paru miejscach druku pod wpływem caponu, następnie większe lub mniejsze upływy weny pod wpływem jakości projektu i na koniec lakierowanie lakierem matowym (w lakier wtopiły mi się jakieś paprochy i położony zbyt grubą warstwą lakier przyżółcił niektóre miejsca w modelu) w które przypieczętowało niezbyt szczęśliwy finał.
Relacji nie było bo nie chciało mi się trudzić w pokazywaniu jak dopracowany jest to projekt. W paru miejscach starałem się dodać coś od siebie lub poprawić elementy modelu tak żeby bardziej przypominały oryginał. Nieco poprawiłem kształt i konstrukcję osłony kabiny i dorobiłem oddzielne powierzchnie klap na skrzydłach. Nie udało mi się uzyskać poprawnej geometrii płatowca a w szczególności prawidłowego wyglądu i osadzenia gondoli silników na skrzydłach. U mnie są zwichrowane i zadarte do góry i nie są to raczej moje błędy. Nos kadłuba z listków wycinankowych nie chciał dać się poprawnie skleić i widać na nim moje próby poprawy jego wyglądu. Tak więc coś z tego się ulepiło. W paru miejscach ma to niestety trochę wspólnego z wyrobem mosquitopodobnym...
Koniec gadania
, czas na zdjęcia.





Tym razem padło na Mosquito wydanego w Orliku.
Model miał być czasozabijaczem w oczekiwaniu na pozbawionego wad drukarskich Tempesta od wydawcy ze Stegny. Ponieważ już od początku budowy prześladował go pech nie wiązałem dużych nadziei na jego ukończenie. Jak został wydrukowany to wielu wie i tylu odcieni zieleni w jednym modelu rzadko się spotyka, nic to. Zaczęło się od rozmazania w paru miejscach druku pod wpływem caponu, następnie większe lub mniejsze upływy weny pod wpływem jakości projektu i na koniec lakierowanie lakierem matowym (w lakier wtopiły mi się jakieś paprochy i położony zbyt grubą warstwą lakier przyżółcił niektóre miejsca w modelu) w które przypieczętowało niezbyt szczęśliwy finał.
Relacji nie było bo nie chciało mi się trudzić w pokazywaniu jak dopracowany jest to projekt. W paru miejscach starałem się dodać coś od siebie lub poprawić elementy modelu tak żeby bardziej przypominały oryginał. Nieco poprawiłem kształt i konstrukcję osłony kabiny i dorobiłem oddzielne powierzchnie klap na skrzydłach. Nie udało mi się uzyskać poprawnej geometrii płatowca a w szczególności prawidłowego wyglądu i osadzenia gondoli silników na skrzydłach. U mnie są zwichrowane i zadarte do góry i nie są to raczej moje błędy. Nos kadłuba z listków wycinankowych nie chciał dać się poprawnie skleić i widać na nim moje próby poprawy jego wyglądu. Tak więc coś z tego się ulepiło. W paru miejscach ma to niestety trochę wspólnego z wyrobem mosquitopodobnym...
Koniec gadania




























